sobota, 29 marca 2014

Chapter six "Dlaczego to robisz?"











Wybiegłam  z  klasy  kierując  się  w  stronę  szpitala. Nie  zwracałam  uwagi  na  innych,  teraz zależało mi na jak  najszybszym  dotarciu  do  szpitala.

-Clarie, zaczekaj!- krzyki za mną wciąż nie ustawały jednak nie przestawałam biec.

Gdy dotarłam do celu weszłam do budynku przez szklane drzwi i zamiast pojechać windą pobiegłam schodami. 

 Kiedy chciałam wejść do sali mamy pielęgniarki zaczęły mnie wyganiać.

-Dlaczego nie mogę tam wejść?- spytałam zdenerwowana.

-Doktor zakazał, nikt nie może tam wchodzić, panienka poczeka.- i tyle ją widziałam.

 Usiadłam na krzesełku chowając twarz w dłonie.

-Clarie-usłyszałam jednak ani drgnęłam.- Clarie- poczułam ciepłą dłoń na swoim ramieniu.

-Zostaw mnie- syknęłam.



~~~



-Pani Young?- usłyszałam głos doktora przez co momentalnie wstałam z miejsca.

-Tak to ja, co z mamą?- spytałam.

-Przykro mi- rzekł- Serce już przestało bić- odszedł zanim zdążyłam coś powiedzieć.







-Mamo- wyszeptałam wchodząc do sali.

-Nie wolno tu wchodzić!- krzyknęła jedna ( z wredniejszych) pielęgniarek.

-Nie da mi się pani pożegnać z własną matką?!- krzyknęłam zdenerwowana.

-Dobrze- westchnęła- Masz pięć minut.

-Mamo, pamiętaj, że bardzo, ale to bardzo cię kocham.- złapałam za jej zimną już dłoń-  Dzięki tobie jeszcze jakoś się trzymałam, nie wiem jak będzie teraz gdy ciebie nie ma. To ty pocieszałaś mnie po powrotach ze szkoły, to ty pomagałaś mi odrabiać lekcje, to ty mnie wychowałaś, to ty mnie kochałaś, i to ty ze mną byłaś, nawet choroba ci nie przeszkadzała. Żyłaś chwilą, korzystałaś z życia jak tylko mogłaś, nie pomijając przy tym swojej córki. Pomagałaś mi jak tylko mogłaś mimo choroby, która dla ciebie wcale nie była uciążliwa. Zawsze powtarzałaś mi jak bardzo mnie kochasz. Motywowałaś gdy nie chciałam dalej żyć, gdy nie chciałam już więcej chodzić do szkoły, gdy nie akceptowałam siebie, gdy chciałam się zabić. Gdyby nie ty pewnie by mnie tu nie było. Bardzo ci dziękuje. Dzięki tobie zrozumiałam jak to jest mieć rodzinę, która cię kocha i nigdy nie zostawi. Byłaś najlepszą matką jaką mogłam sobie wymarzyć. Bardzo cię kocham, będę tęsknić- powiedziałam spoglądając już na śpiącą wiecznie rodzicielkę, która była i będzie dla mnie wszystkim.- Nie obiecuję ci, że więcej nie sięgnę po żyletkę, nie umiem ci tego obiecać, nie umiałabym się powstrzymać. Brak ciebie i motywacji do życia będzie mi doskwierać. Nie mam już nikogo bliskiego więc po co mi życie.- pocałowałam ją w czoło, wstałam z krzesełka i wyszłam z sali.
Minęłam Simona i Harrego nie zważając na jakiekolwiek słowa z ich strony.

-Wiem, że jest ci źle..- zaczął Harry jednak mu przerwałam bo nie chciałam słuchać dalszych zbędnych słów współczucia, które i tak by nic nie dały.

-A ty jakbyś się czuł gdyby własna matka ci umarła?- spytałam ze łzami w oczach- No właśnie! Nie wiesz jak to jest. Niech nikt nie mówi mi, że jest mu przykro, bo tak na prawdę nie jest, mówi ten ktoś mówi to tylko z przymusu.  Nie potrzebuję współczucia, to nie zwróci mi mamy!- krzyczałam, a w głowie przetworzyłam wszystkie wspomnienia spędzone z rodzicielką przez co zrobiło mi się jeszcze gorzej.

Zaczęłam biec, istnieje jedyna rzecz, która chociaż trochę mi ulży.

Żyletka

Wbiegłam do domu zatrzaskując drzwi wchodząc do łazienki na piętrze. W szafkach szukałam ostrego przyrządu, dzięki któremu oderwę się od problemów. 

Nigdzie nie ma!

Przeklinałam pod nosem jednak nie przerwałam poszukiwań. Weszłam do pokoju otwierając szafę, wysuwając jedną z szuflad.

Jest!

Pobiegłam do łazienki gdzie usiadłam na zimnych kafelkach, a żyletkę przyłożyłam do pokaleczonego już nadgarstka.  

-Nie rób tego- usłyszałam, lecz pomimo tego przejechałam żyletką po dłoni.- Clarie!- krzyknął wyrywając mi owy przedmiot.

-Oddaj mi to!

-Nie, dlaczego to robisz?- spytał opatrując moją ranę, która krwawiła, ale nie tak bardzo jak moje serce.




..................................

Hej! Dziś przedstawiam wam rozdział szósty! Mam nadzieję, że choć krótki to wam się podoba. Dziękuje za bardzo motywujące komentarze w poprzednim rozdziale. Cieszę się, że te opowiadanie się komuś podoba! ♥




sobota, 22 marca 2014

Chapter five "Zamknij się"







Promienie słoneczne bezczelnie świeciły w moje oczy. Zasłoniłam się ręką cicho ziewając. Uchyliłam powieki, aby rozejrzeć się po pomieszczeniu. Byłam w salonie, znowu.

Wstałam z kanapy i pobiegłam na górę do swojego pokoju. Z szafy wyciągnęłam (standardowo) sweter, zwykłe spodnie i trampki. Poszłam do łazienki.

Przejrzałam się w lustrze przez co momentalnie się przeraziłam. Nie grzeszę urodą. Czasami rodzi się we mnie jakiś głód życia, nie znana tęsknota za spełnieniem się w innych rolach, smakowanie ciała i duszy jeszcze nie poznanej. Odkrywać trzeba do końca.

Weszłam do kabiny prysznicowej, odkręciłam kurek z ciepłą wodą, czując jak stróżki ciepłej wody spływają po moim ciele.

Wyszłam spod prysznica owijając się puszystym ręcznikiem. Umyłam zęby, wysuszyłam włosy i spojrzałam w lustro.

-Jak ja to rozczesze- powiedziałam z przerażeniem sama do siebie.

Moje włosy sterczały w jedną i w drugą stronę. Chwyciłam za szczotkę, ostrożnie czesząc końcówki, a następnie zabrałam się za grzywkę.







  

Spojrzałam się w lustro.

-Nawet nieźle-powiedziałam uśmiechając się.

Pustka w domu daje we znaki. Zaczynam już nawet mówić do siebie. 

Westchnęłam cicho,  ubierając ciuchy, które wcześniej wyjęłam z szafy.  

Ponownie zeszłam na dół, tym razem do kuchni. Do czajnika wlałam wody stawiając go na kuchence. Chleb przykryłam żółtym serem. Do kubka wrzuciłam saszetkę z malinową herbatą. Gdy woda się zagotowała wlałam ciecz do kubka. Upiłam łyk herbaty, gryząc co chwila kanapkę.

Kiedy skończyłam umyłam naczynia i wyszłam z domu po drodze biorąc torbę z książkami. Dłonie włożyłam do kieszeni spodni, ponieważ zaczynało robić się chłodniej, jednak mądra ja nie wzięła kurtki, ani bluzy. 

-Może cie podwieźć?- usłyszałam za sobą przez co szybko się odwróciłam.

-Wolę zmarznąć niż jechać z tobą- wyjaśniłam i szłam dalej nie zwracając na jego zaczepki.

-Nie daj się prosić.

-Odczep się ode mnie-syknęłam przyśpieszając kroku, aby jak najszybciej odejść od tego dupka.

-Nalegam.

Pokazałam mu środkowy palec na co się zaśmiał jednak nie zwróciłam na to uwagi. Taa

Harry jechał za mną aż pod sam budynek szkoły. 

Pożegnałam go sztucznym uśmiechem i weszłam do szkoły. Oczywiście nie obyło się bez obelg wobec mnie jednak dzisiaj to było moim najmniejszym problemem. 

-Proszę usiąść- powiedziała nauczycielka- Cisza!

 Z torby wyjęłam podręcznik i zaczęłam rozwiązywać zadanie podane na tablicy, które było dość łatwe. 

 W szkole radziłam sobie dość dobrze, nie mogłam narzekać. 

-Muszę na chwilę wyjść, ma być tu cicho- mówiła pani Smith wychodząc z klasy.

-Co tam u naszej ulubionej Clarie?- zapytał sarkastycznie Josh jednak nic nie odpowiedziałam- Może znowu będziesz prawić mi morały?- milczałam- Może..- zaczął, ale nie było dane mu skończyć.

-Clarie, szybko jedziemy do szpitala- do sali wpadł pan..znaczy Simon z Harrym.

-Co się stało?- spytałam zdziwiona.

-Coś się dzieje z Mary.

-Jak to- zapytałam ze łzami w oczach.






-Nie mamy czasu- syknął Harry.

 Wrzuciłam książki do torby szybko wstając z krzesełka.

-Co się dzieje?- spytał Josh- Kto to Mary?

-To jest- zaczął lokowaty jednak nie dałam mu dokończyć.

-Zamknij się- warknęłam.

 Wybiegłam z klasy kierując się w stronę szpitala. Nie zwracałam uwagi na innych, teraz zależało mi na jak najszybszym dotarciu do szpitala.



.................
Witajcie kochane. Przepraszam, że musiałyście tyle czekać, ale dopiero dzisiaj miałam dostęp do komputera. No nic. Mam nadzieję, że się podoba. Mam dla was smutną wiadomość. Niestety Blanka nie będzie pisała dalej ze mną opowiadania. Wychodzi na to, że będę sama, ale nie martwcie się, nie usuwam bloga. Dalej będę go pisać, ponieważ Blanka mnie o to prosiła. Następny rozdział pojawi się prawdopodobnie za tydzień, niestety.

Założyłam nowego bloga, ponieważ tego już skończyłam pisać, więc zapraszam tu. Mam nadzieję, że wpadniecie i wyrazicie swoją opinię. Zostawcie komentarz bądź obserwujcie tego bloga.

Do następnego Marta ♥



piątek, 14 marca 2014

Chapter four "Może"









-Chce pan coś do picia?-spytałam szperając po szafkach.
-Tylko nie pan, czuję się przez to stary, po prostu Simon.-uśmiechnął się-Może być woda.
Skinęłam głową. Do szklanki nalałam wody i podałam pan..Simonowi natomiast do drugiej szklanki nalałam pomarańczowej cieczy po czym usiadłam na krzesełku obok. Wzięłam łyk i odstawiłam naczynie na szklany stolik.
-Wiem, że nie zaakceptujesz mnie od razu, ale może byś spróbowała?-zaczął- Zachowałem się jak tchórz. Bałem się tej odpowiedzialności, bałem się, że sobie nie poradzę jednak ucieczka była jeszcze gorszym pomysłem. Byłem młody, chciałem spełniać swoje marzenia, a nie zajmować się dzieckiem. Niedawno zacząłem cie szukać aż w końcu znalazłem informacje o Mary. Chcę ci pomóc, wiesz w jakim stanie jest twoja matka, ona może w każdej chwili umrzeć. Nie mówię tego, aby zrobić ci przykrość. Chciałbym móc się tobą zaopiekować, chociaż przez parę miesięcy, daj mi szansę-zakończył wlepiając swój wzrok w szklankę z przeźroczystą cieczą.
-Nie umiem pan...ciebie zaakceptować. Zjawiasz się tak nagle i oczekujesz wybaczenia. Potrzebuję czasu, aby trochę cie poznać. A co do mamy. Wiem, że umrze, ale może jest jakaś nadzieja? Może przeżyje?
-Wiem, że jesteś bardzo związana z twoją mamą, ale wiesz też w jakim jest stanie. Chce się tobą zaopiekować.
-Ale ja nie chce się stąd wyprowadzać.
-Mieszkam tu w Londynie niedaleko szpitala-powiedział- Chciałbym, abyś się do mnie przeprowadziła.
-Muszę się nad tym zastanowić.
-Dobrze, będę się już zbierał-mówił wstając.
-A! I niech pan..znaczy powiedz temu chłopakowi żeby się do mnie nigdy więcej nie zbliżał bo zadzwonię na policje.-powiedziałam zamykając drzwi.
Z powrotem udałam się do kuchni gdzie dokończyłam pić swój sok, następnie wrzucając ją do zlewu, powędrowałam do salonu.

 Rozsiadłam się wygodnie na kanapie włączając telewizor. Skakałam po kanałach aż w końcu zatrzymałam się na jednym z seriali, który jeszcze parę miesięcy temu oglądałyśmy. Westchnęłam głośno na samo wspomnienie.



Tęsknię za tymi czasami kiedy mama była jeszcze zdrowa. Wtedy cały czas wolny spędzałyśmy razem, nie zamartwiałyśmy się upływającym czasem, a teraz? Teraz jest tak samo, oczywiście częściowo, brakuje mi jej w domu. Pamiętam jak wracałam zła, ze szkoły, napotykałam jej pełne troski spojrzenie, a wtedy wszystkie emocje wybuchały tworząc huśtawki nastrojów, a potem mogłam jej się wyżalić, wypłakać. To bardzo pomagało choć nadal myślałam o cięciu. Żyletka była moją odskocznią od świata. Większość sądzi, że samo okaleczanie jest złe, w połowie też tak sądzę jednak wciąż nie umiem przestać tego robić. Chciałabym być normalną dziewczyną, która ma rodzinę, przyjaciół, może nawet i chłopaka? Choć to jest tylko wymysł mojej wyobraźni, gdzieś głęboko wierzę, że będę lepszą osobą.


.........................

Dziś bardzo, ale to bardzo króciutki. Bardzo przepraszamy..

niedziela, 9 marca 2014

Chapter three "Musisz"









Wybiegłam że szkoły kierując się w stronę szpitala.

Przecież nie mam ojca i nie chcę go mieć. Słowa Harrego bardzo mnie zabolały. Ona przeżyje, na pewno.

Gdy doszłam na miejsce wbiegłam do windy gdyż za chwilę miała się zamknąć. Wcisnęłam odpowiedni guzik i czekałam aż dojadę na piętro. Kiedy winda się zatrzymała, zdenerwowana poszłam do sali gdzie leżała mama.

Weszłam do środka gdzie zauważyłam rodzicielkę i mężczyznę, który siedział obok niej.

-Ale zrozum, że chce ci pomóc. 

-Wiem, ale pomyśl jak ona zareaguje na wieść, że jej ojciec po tylu latach chce ją zobaczyć.-mówiła jak najęta.

-Mamo?-spytałam przez co wszystkie pary oczu zostały zwrócone w moją stronę-O co chodzi? Kim był tamten chłopak?

-Jaki chłopak?-spojrzała na mężczyznę.

-Harry, kazałem mu po nią pójść.

-Czy ty do reszty zwariowałeś?!-uniosła się- Przysyłasz po nią zupełnie obcego chłopaka i myślisz, że ona by się zgodziła?!

-Myślałem, że tak.-spuścił głowę.

-No to źle myślałeś.

-Mamo o co tu chodzi?

-Skarbie usiądź-poprosiła mnie więc zrobiłam to co chciała- Mówiłam ci, że nie masz ojca jednak cie okłamałam. Ten pan jest twoim ojcem-powiedziała wskazując na mężczyznę- Jakimś cudem dowiedział się, że choruje. Wiesz, w każdej chwili mogę umrzeć i twój ojciec zaoferował opiekę nad tobą. Sądzę, że to dobry pomysł, nie chce abyś była sama.

-Ale mamo...

-Wiem, że może być to dla ciebie trudne, ale chce dla ciebie jak najlepiej-po raz pierwszy się odezwał- W końcu jest moją córką i..

-Jestem twoją córką tak? To dlaczego dopiero się mną zainteresowałeś?-milczenie- Przez całe życie wychowywałam się bez ojca bo nie chciałeś się mną zająć. To mama się mną zaopiekowała, a ty uciekłeś, stchórzyłeś. I co myślisz? Że zostaniemy rodziną? Że będę twoją ukochaną córeczką? Otóż mylisz się. Choćbym musiała być sama i tak nie będę z tobą mieszkać, rozumiesz?-mówiłam ze łzami w oczach- Podziękuj jemu za spieprzenie dnia-uśmiechnęłam się sztucznie i wyszłam.

Nie miałam siły czekać na windę więc zbiegłam po schodach. Wyszłam przez obrotowe drzwi i byłam już na zewnątrz. Otarłam łzy jednak to nic nie pomogło gdyż obraz cały czas zamazywał mi się przed oczami. Ruszyłam w stronę domu.

-Poczekaj!-usłyszałam jednak szłam dalej-Ej!-poczułam mocne szarpnięcie za ramię-Poczekaj, porozmawiaj ze mną.

-Zostaw mnie, może chcesz mi coś jeszcze powiedzieć?-syknęłam.

-Nie chciałem tego powiedzieć tylko..

-Przestań już! Odczep się ode mnie i od mojej mamy! Nie waż się o niej nic mówić. Najlepiej będzie jak nigdy więcej się nie spotkamy-wykrzyczałam czując jak łzy spływają po moich już mokrych od płaczu policzkach.

-Chciałem tylko..

-Nic już nie mów..-powiedziałam przyśpieszając kroku.

Nic już nie powiedział tylko ustał w miejscu i patrzył jak odchodzę. Mam nadzieję, że go nigdy więcej nie spotkam.

Gdy doszłam do domu otworzyłam kluczami drzwi, które standardowo wylądowały na komodzie w przedpokoju. Zdjęłam buty i weszłam do salonu gdzie na sofie leżał Puszek. Kiedy mnie zobaczył od razu rzucił się do biegu przez co wylądowałam na podłodze. Zaczęłam się głośno śmiać, próbując jakoś zrzucić z siebie dzikie zwierze, a gdy mi się to udało przypięłam do jego obroży smycz gdyż miałam ochotę wyjść na spacer.

Otworzyłam szeroko drzwi przez co Puszek wyleciał z domu jako pierwszy. Usiadłam na schodach przez cały czas obserwując czy te dzikie zwierze nigdzie nie uciekło.

W pewnym momencie zauważyłam tego samego mężczyznę, który siedział u mojej mamy w szpitalu. Zaczęłam wołać psa jednak on był zajęty obwąchiwaniem Tej osoby.

-Clarie-powiedział-Możemy porozmawiać?

-Nie mamy o czym-mówiłam otwierając drzwi i wpuszczając przez nie psa.

-Owszem mamy, mogę wejść?

-Proszę-otworzyłam drzwi.


............

Hej! Zagląda tu ktoś?



środa, 5 marca 2014

Chapter two "Nie mam ojca"










Następny dzień








Nad moim uchem rozległo się szczekanie. Otworzyłam powieki, a nad sobą ujrzałam Puszka, mojego ukochanego psa, (czujecie sarkazm), który codziennie mnie budzi.



Przetarłam zaspane oczy i swój wzrok przeniosłam na psa. Pogłaskałam go przez chwilę po czym spojrzałam na zegarek.

7.50

Cholera! Na bank się spóźnię!


Pobiegłam szybko do swojego pokoju, a następnie do łazienki gdzie się umyłam i przebrałam w zwykłe legginsy oraz luźny pudrowy sweter.

Po drodze do wyjścia zabrałam torbę z książkami po czym wyszłam z domu uprzednio go zamykając. Do szkoły praktycznie biegłam, ale i tak byłam spóźniona więc nic się nie stanie jeżeli znowu się spóźnię. Gdy byłam już pod budynkiem podeszłam do mojej szafki z której wyciągnęłam potrzebne książki po czym poszłam do odpowiedniej sali. 

-Dzień dobry, przepraszam za spóźnienie-powiedziałam siadając na swoim stałym miejscu czyli w drugiej ławce przy oknie.

-Siadaj.

Rozłożyłam książki na ławce i zaczęłam robić zadanie..

~~~


Nareszcie dzwonek! Spakowałam książki do torby po czym wyszłam z klasy. Przepychałam się przez ludzi, aby dotrzeć do odpowiedniej sali.

W pewnej chwili ktoś na mnie wpadł, a wszystkie zeszyty były porozrzucane po podłodze. Przykucnęłam, aby je pozbierać następnie wrzuciłam je do torby żeby znowu mi nie wypadły.

-Uważaj jak chodzisz-usłyszałam i natychmiast odwróciłam głowę w stronę głosu. Josh.-No i co się tak patrzysz? Idź już!
Nie miałam ochoty z nim rozmawiać więc go ominęłam i poszłam prosto do klasy gdzie usiadłam zaraz przy drzwiach.

-Znacie ją?-usłyszałam.

-Tak to, ta sierota Young-powiedziała Olivia.

-Jest tu dzisiaj?

-Tak, dlaczego chcesz z nią rozmawiać? Przecież ona jest bezwartościowa, brzydka i gruba, nikt jej nie lubi-mówiła wymieniając, a w moich oczach pojawiły się łzy, które próbowałam powstrzymać zaciskając mocniej powieki.

-Muszę-powiedział oschle.

W tym momencie zadzwonił dzwonek sygnalizujący lekcje. Podniosłam się z pozycji siedzącej, coraz mocniej ściskając ramię torebki. Denerwowałam się wiadomością o tym chłopaku. Co on tutaj robi? Czego on ode mnie chce? Przecież ja go nawet nie znam, przynajmniej mi się tak wydaje.

-Dobrze dzieci-powiedziała nauczycielka gdy usiedliśmy na swoich miejscach-Czy Clarie jest obecna?-spytała rozglądając się po klasie.

-Jestem-powiedziałam.

-Chodź ze mną.-uśmiechnęła się serdecznie.-Weź rzeczy.

Chwyciłam torbę do której spakowałam resztę książek. Poszłam za nią ignorując ciekawskie spojrzenia innych uczniów. Gdy znalazłyśmy się na korytarzu ujrzałam chłopaka o zielonych tęczówkach, które swoim wzrokiem wywiercały we mnie dziurę.

-Cześć jestem Harry-podał mi rękę.

-Clarie.

-Możesz mnie nie znać, twój ojciec przysłał mnie po ciebie.

-Ja nie mam ojca.

-Masz. On wie o twojej matce, że choruje i nie przeżyje-powiedział oschle, a z moich oczu popłynęły łzy.-Znaczy nie, ona..

-Ona przeżyje rozumiesz? Będzie żyć!-szepnęłam i wybiegłam ze szkoły.


♥♥♥♥♥♥♥♥
Oto rozdział, a konkretnie drugi. Nie mogłyśmy wymyślić, żadnego fajnego imienia dla psa, dlatego wypadło na puszka.
Liczymy, że rozdział wam się spodobał i, że chętnie zostawicie komentarz lub zaobserwujecie ♥