Wybiegłam
z klasy kierując się w stronę
szpitala. Nie zwracałam uwagi na innych,
teraz zależało mi na jak najszybszym dotarciu do
szpitala.
-Clarie,
zaczekaj!- krzyki za mną wciąż nie ustawały jednak nie przestawałam biec.
Gdy
dotarłam do celu weszłam do budynku przez szklane drzwi i zamiast pojechać
windą pobiegłam schodami.
Kiedy
chciałam wejść do sali mamy pielęgniarki zaczęły mnie wyganiać.
-Dlaczego
nie mogę tam wejść?- spytałam zdenerwowana.
-Doktor
zakazał, nikt nie może tam wchodzić, panienka poczeka.- i tyle ją widziałam.
Usiadłam
na krzesełku chowając twarz w dłonie.
-Clarie-usłyszałam
jednak ani drgnęłam.- Clarie- poczułam ciepłą dłoń na swoim ramieniu.
-Zostaw
mnie- syknęłam.
~~~
-Pani
Young?- usłyszałam głos doktora przez co momentalnie wstałam z miejsca.
-Tak
to ja, co z mamą?- spytałam.
-Przykro
mi- rzekł- Serce już przestało bić- odszedł zanim zdążyłam coś powiedzieć.
-Mamo- wyszeptałam wchodząc do sali.
-Nie
wolno tu wchodzić!- krzyknęła jedna ( z wredniejszych) pielęgniarek.
-Nie
da mi się pani pożegnać z własną matką?!- krzyknęłam zdenerwowana.
-Dobrze-
westchnęła- Masz pięć minut.
-Mamo,
pamiętaj, że bardzo, ale to bardzo cię kocham.- złapałam za jej zimną już dłoń-
Dzięki tobie jeszcze jakoś się trzymałam, nie wiem jak będzie teraz gdy
ciebie nie ma. To ty pocieszałaś mnie po powrotach ze szkoły, to ty pomagałaś
mi odrabiać lekcje, to ty mnie wychowałaś, to ty mnie kochałaś, i to ty ze mną
byłaś, nawet choroba ci nie przeszkadzała. Żyłaś chwilą, korzystałaś z życia
jak tylko mogłaś, nie pomijając przy tym swojej córki. Pomagałaś mi jak tylko
mogłaś mimo choroby, która dla ciebie wcale nie była uciążliwa. Zawsze
powtarzałaś mi jak bardzo mnie kochasz. Motywowałaś gdy nie chciałam dalej żyć,
gdy nie chciałam już więcej chodzić do szkoły, gdy nie akceptowałam siebie, gdy
chciałam się zabić. Gdyby nie ty pewnie by mnie tu nie było. Bardzo ci
dziękuje. Dzięki tobie zrozumiałam jak to jest mieć rodzinę, która cię kocha i
nigdy nie zostawi. Byłaś najlepszą matką jaką mogłam sobie wymarzyć. Bardzo cię
kocham, będę tęsknić- powiedziałam spoglądając już na śpiącą wiecznie
rodzicielkę, która była i będzie dla mnie wszystkim.- Nie obiecuję ci, że
więcej nie sięgnę po żyletkę, nie umiem ci tego obiecać, nie umiałabym się
powstrzymać. Brak ciebie i motywacji do życia będzie mi doskwierać. Nie mam już
nikogo bliskiego więc po co mi życie.- pocałowałam ją w czoło, wstałam z
krzesełka i wyszłam z sali.
Minęłam
Simona i Harrego nie zważając na jakiekolwiek słowa z ich strony.
-Wiem,
że jest ci źle..- zaczął Harry jednak mu przerwałam bo nie chciałam słuchać
dalszych zbędnych słów współczucia, które i tak by nic nie dały.
-A
ty jakbyś się czuł gdyby własna matka ci umarła?- spytałam ze łzami w oczach-
No właśnie! Nie wiesz jak to jest. Niech nikt nie mówi mi, że jest mu przykro,
bo tak na prawdę nie jest, mówi ten ktoś mówi to tylko z przymusu. Nie
potrzebuję współczucia, to nie zwróci mi mamy!- krzyczałam, a w głowie
przetworzyłam wszystkie wspomnienia spędzone z rodzicielką przez co zrobiło mi
się jeszcze gorzej.
Zaczęłam
biec, istnieje jedyna rzecz, która chociaż trochę mi ulży.
Żyletka
Wbiegłam
do domu zatrzaskując drzwi wchodząc do łazienki na piętrze. W szafkach szukałam
ostrego przyrządu, dzięki któremu oderwę się od problemów.
Nigdzie nie ma!
Przeklinałam
pod nosem jednak nie przerwałam poszukiwań. Weszłam do pokoju otwierając szafę,
wysuwając jedną z szuflad.
Jest!
Pobiegłam
do łazienki gdzie usiadłam na zimnych kafelkach, a żyletkę przyłożyłam do
pokaleczonego już nadgarstka.
-Nie
rób tego- usłyszałam, lecz pomimo tego przejechałam żyletką po dłoni.- Clarie!-
krzyknął wyrywając mi owy przedmiot.
-Oddaj
mi to!
-Nie,
dlaczego to robisz?- spytał opatrując moją ranę, która krwawiła, ale nie tak
bardzo jak moje serce.
..................................
Hej!
Dziś przedstawiam wam rozdział szósty! Mam nadzieję, że choć krótki to wam się
podoba. Dziękuje za bardzo motywujące komentarze w poprzednim rozdziale. Cieszę
się, że te opowiadanie się komuś podoba! ♥