piątek, 4 kwietnia 2014

Chapter seven "Pan idealny"








~~~








Zaczęłam biec, istnieje jedyna rzecz, która chociaż trochę mi ulży.

Żyletka

Wbiegłam do domu zatrzaskując drzwi wchodząc do łazienki na piętrze. W szafkach szukałam ostrego przyrządu, dzięki któremu oderwę się od problemów. 

Nigdzie nie ma!

Przeklinałam pod nosem jednak nie przerwałam poszukiwań. Weszłam do pokoju otwierając szafę, wysuwając jedną z szuflad.

Jest!

Pobiegłam do łazienki gdzie usiadłam na zimnych kafelkach, a żyletkę przyłożyłam do pokaleczonego już nadgarstka.  

-Nie rób tego- usłyszałam, lecz pomimo tego przejechałam żyletką po dłoni.- Clarie!- krzyknął wyrywając mi owy przedmiot.

-Oddaj mi to!

-Nie, dlaczego to robisz?- spytał opatrując moją ranę, która krwawiła, ale nie tak bardzo jak moje serce.





~~~



-Nie powinno cie to obchodzić- mruknęłam zabierając dłoń spod zimnej wody.- Sama umiem o siebie zadbać, nie potrzebuję niczyjej pomocy.

-Właśnie widzę, prawie się zabiłaś.

- Nie  zabiłabym  się-  syknęłam-  Może.  Nawet jeśli to by i tak  nikogo  nie  obchodziło.  Jedyną osobą  na  której  mi zależało  była  mama.  Ale jej już nie ma!  Rozumiesz?!  Nie ma! Po  co  mam  żyć? Słuchać  tych  wszystkich  obelg, dotyczących  mojego  wyglądu?  Wiesz  jak  to  jest  gdy idziesz  ulicą,  a  inni  wytykają  cie  palcami?  Wiesz  jak  to jest  gdy  siedzisz  sam  w  ławce  cały  dzień?  Gdy  na korytarzu  chowasz  się  przed  wszystkimi? Nikt  cie   nie toleruje?  Nie,  nie  wiesz!- wszystkie  emocje  we  mnie buzowały -  Bo ty  jesteś  idealny.- powiedziałam  z  kpiną-  Nie  obchodzą  cie  czyjeś  uczucia,  to  jak  ktoś  się  czuje  przez  twoje  słowa.  Miałeś  rację,  umarła  i co  czujesz  jakąś  satysfakcje? - zatrzymałam się na chwilę, aby  zaczerpnąć  powietrza - Nie  mam dla  kogo  żyć.   Nie  potrzebuję  litości, najlepiej będzie jak zniknę, nikt nie będzie płakał ani mnie wspomniał. Najgorszą karą jaką można dostać od życia jest tęsknota za człowiekiem którego kochało się całym sercem.- wyznałam - Najlepiej  będzie jak już sobie pójdziesz- powiedziałam powstrzymując się od płaczu.

-Nigdzie nie idę- powiedział podchodząc do mnie, zawiązując nadgarstek bandażem.

-Owszem idziesz, nie potrzebuję niańki.

-Gdzie mogę spać?- spytał całkowicie mnie ignorując przez co ciśnienie aż podskoczyło.

-Na dworze- zasugerowałam- Słyszałam, że wycieraczka jest całkiem wygodna.

-Inne propozycje?

-Tymczasowy brak, a teraz możesz już iść.

-Clarie, zostaje tu i koniec.- powiedział schodząc na dół kierując się w stronę salonu- Będę spał na kanapie- zaczął, a po chwili zaczął piszczeć jak mała dziewczynka.

-O co ci chodzi?- spytałam rozbawiona, a jednocześnie zdezorientowana.

-P-pies!- pisnął i zaczął uciekać po całym domu natomiast ja stałam w tym samym miejscu patrząc na tego idiotę. 


A mówiłam żeby poszedł.


-Weź go!- wydzierał się jednak nie zwracałam na niego uwagi.

Usiadłam na kanapie włączając telewizor podkulając nogi aż pod samą brodę. Spojrzałam na półkę. Roiło się na niej od ramek ze zdjęciami, moimi i mamy. Na same wspomnienia po moim policzku spłynęła samotna łza. 
  

Trudno zapomnieć o kimś
kto dał tak wiele do 
zapamiętania


Dlaczego to tak boli? Dlaczego czuje się tak źle? Dlaczego nie mogę jej przytulić? Dlaczego nie mogę się jej wyżalić? Dlaczego to takie trudne. Chciałabym znowu zapytać jak się czuje, kiedy wróci do domu. Z nią mogłam rozmawiać praktycznie o wszystkim. Najlepsza mama na świecie. Broniła mnie, pocieszała, współczuła, kochała. 

Dlaczego ludzie odchodzą? Dlaczego pozostawiają nas samym sobie? Dlaczego ranią? Dlaczego niszczą? Odejście człowieka, którego się kochało boli. Brak jego, jego obecności wyrywa nasze serca z klatki piersiowej. Serce nie mające dla kogo bić, słabnie, bije ciężej by w końcu całkowicie zamilknąć. Ludzie nie są świadomi tego jaki ból zadają innym odchodząc.Nie wiedzą na co ich skazują. Człowiek porzucony zamyka się w sobie. Pogrąża w bólu i płaczu. Okalecz siebie psychicznie i fizycznie raniąc tym samych bliskich. Człowiek zostawiony sam sobie, wyniszcza się. Tak bardzo pochłania go samotność i uczucie, że to wszystko jego wina, że w końcu zaczyna myśleć o śmierci. Cięcie się już mu nie wystarcza. Samookaleczanie kiedyś pomagało zagłuszyć ból psychiczny, a teraz stało się dla niego czymś normalnym i już nie pomaga uśmierzyć   mu bólu. Myśli samobójcze to dopiero początek piekła jakie będzie przeżywał póki będzie żył. Zacznie się izolować od ludzi. Będzie ciągle sam.

 -Nie płacz- usłyszałam- Ona nie chciałaby żebyś płakała, uwierz mi.

-Harry idź stąd, chcę być sama.

-Nie mogę.

-A co jeśli znowu sięgniesz po żyletkę?

-To zniknę.

-Clarie, jeśli kiedyś dopadną cię myśli samobójcze lepiej je porzuć bo uwierz, naprawdę nie ma nic gorszego niż umrzeć i zostawić po sobie nieopisaną pustkę, której nie da się wypełnić, i bliskich, którzy to będą cierpieć, a co gorsze tego nie można cofnąć i zawsze pozostawiasz tą pustkę i niezapełnioną dziurę..-zatrzymał się na chwilę- To tak jakby wykreślić ze swojego życia kilka lat, miesięcy, dni, jakby wykreślić tą osobę ze swojego życia... A ta osoba i tak zawsze będzie w naszej podświadomości.





........................................................
Witajcie! Obiecałam rozdział dzisiaj więc rozdział dodaję dzisiaj. I jak wam się podoba? Poczuliście te emocje? 

Jak wam się spodobał spóźniony prima aprilis?

Zapraszam was na ten blog.
Tylko cztery komentarze, Really?
Pierwszy rozdział drugiego sezonu.


6 komentarzy:

  1. super czekam na nexta Dominika :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Niesamowity rozdział. Bardzo spodobał mi sie ostatni dialog. Sorki ze dopiero teraz kometuje ale wcześniej nie miałam czasu. Ps teraz 3 komentarze ;P

    OdpowiedzUsuń
  3. 3 słowa : KOCHAM TEGO BLOGA!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny! Kiedy następny rozdział?

    OdpowiedzUsuń
  5. dalej kocham rycze jak go czytam kocham tego bloga piszesz tak jakbyś to ty przeżywała ..... pisz dalej czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń

Dla ciebie to chwila, a dla mnie podziękowanie za dobrze wykonaną pracę ♥